Autor Wiadomość
Venturi
PostWysłany: Sob 16:55, 12 Cze 2010    Temat postu:

- Zasrane gierki w rozowe kierki - wymruczal enigmatycznie rycerz.
Val
PostWysłany: Sob 16:44, 12 Cze 2010    Temat postu:

-Kadarro Kadarro usmiechnela sie promiennie, porozrzucala po calej karczmie swoje zabawki, aksamitny woreczek, lizaka,okulary.
-Napilabym sie czegos dobrego Kadusiu, wiesz specjal Fortuny cmoknela Orka w policzek,zapraszajac Linbrethila i Vaen do stolika.
-Vaenka, ja to jestem przekonana, ze Ty rownie dobrze bys opatrzyla nam goscia, nawet za sam trud jaki Kai musial wlozyc, w zataszczenie tutaj tej wielkiej flaszki zasmiala sie wesolo, rozdmuchujac zawatrosc woreczka nad stolikiem. Woreczek zawiesila ponownie na szyi,a z oblokow zlotego pylku wylonil sie demon, szeleszczac lancuchami i koleczkami, polecial robic halas w kuchni i psikusy Gosciom.
-Bardzo sie ciesze przywolywaczu, ze wypoczales i porzadnie zjadles, teraz napij sie jeszcze ze mna
Kadarr
PostWysłany: Sob 13:28, 12 Cze 2010    Temat postu:

Gdy butelka spirytusu przeszła szybko do dłoni elfa, Kadarr oparł się łokciem o ladę i zaśmiał się wesoło.

- Już Cię lubię.

Zgrabnym ruchem przerzucił nogi na drugą stronę lady, zaczął zbierać fragmenty krzesła i gdy kierował się już do kominka rzekł do Varnema i Venturiego grożąc nogą od krzesła.

-Rozwalcie coś jeszcze, a sami posmakujecie drewna

Szczątki siedziska wylądowały w kupie popiołu.
Vaendeane
PostWysłany: Sob 9:11, 12 Cze 2010    Temat postu:

Ciemnowłosa dziewczyna zeszła powoli po schodach niosąc w ręku zwitek bandaży, za nią dreptał kot dźwigając flaszę z jakimś jasnozielonym płynem i puzderko, z którego wydobywał się mdląco słodki zapach ziół.
-Pójdziesz grzecznie w kącik i pokażesz jak oberwałeś.Kai się tobą zajmie, no chyba że wolisz bardziej fachowego Kadarra, zresztą na leczeniu tu najlepiej znają się szefowa i Val. Ale szamańskie sztuki nie są złe, a na pewno bardziej widowiskowe - wyszczerzyła w uśmiechu ząbki i wyciągnęła przed siebie dłoń, na której zatańczyły ogniki.
Varnem
PostWysłany: Sob 7:31, 12 Cze 2010    Temat postu:

Tancerz wypił co miał wypić z Venturim i Skrzydlatym Kapitanem i pokiwał głową wzdychając cicho.
-Ni chce przeprosin bo i na takoweż ni zasługuje, ot zamiast Twych przeprosin pierdykłem Cię w łeb. Ni musisz mi przypominać kim jyste bo i to dobrze wim. Ni jednam si z "mrocznymi elfami" jak to żysz powiedział jeżeli ni zasłużą, za dużo jyst nas w tym świcie żeby tylko z powodu naszego pochodzenia sobie zaufać. Na okres prób Cie przyjmą, co byndzie później zadecyduje Hyrszt, który zawsze ma ober decyzje, a jak to mindzy nami byndzie Fortuna pokaże. A tera idź po Pika do szefa.
Machnął ręką uśmiechając się lekko, by powrócić wzrokiem do Venturiego i flaszki postawionej na stole. Odetchnął spokojnie i rozlał zawartość flaszki do kieliszków, by podzielić się zacnym trunkiem z kamratami.
Linbrethil
PostWysłany: Sob 7:01, 12 Cze 2010    Temat postu:

Mroczny elf siedział przy stole przysłuchując się dyskusji. Pochwycił klucze do komnaty, które rzucił mu Damrat. Wstał, zasunął krzesło i skierował się w stronę Varnema.
Stanął przy nim i otarłszy rękawem policzek, przemówił ze spokojem – Wydaje mi się, że powinniśmy sobie nieco wyjaśnić. – patrzył elfowi głęboko w oczy – Nie będę Cię przepraszał bo uważam, że w niczym nie zawiniłem. Pragnę Ci jednak zwrócić uwagę na to kim jesteś i z kim się chcesz mocować. - przerwał na chwilę - Spójrz na mnie – rozłożył ręce i spojrzał po sobie – Jesteśmy niemalże braćmi. Wszak mamy inne nawyki, jednakże nie przekreśla to żadnego z nas by pika z dumą na piersi nosić. A teraz spójrz na nich – powiódł wzrokiem po sali jakby wyliczał obecnych – Oni Tobie ufają. Chcesz to zaprzepaścić? W imię czego? W imię gorzały? Toć nawet kielicha razem nie łyknęliśmy a Ty stawiasz mnie przeciw sobie? Z każdym chcesz stawać w szranki kto potraktuje Cię, jak ja w odwecie za Twoją bezczelną uwagę, której mi udzieliłeś, nie znając mnie w ogóle? Spójrz na siebie – zmierzył wzrokiem zbroję tancerza. – Uważasz, że nie jesteś im nic winien? Żadnej wdzięczności za spędzone razem chwile? – spojrzał przez ramię raz jeszcze na zebranych. - Zawdzięczasz wszystko tylko sobie?
Westchnął.
- Los ponownie rzucił mnie w objęcia Nikczemnej Mniszki – mówił łagodnie – i gotów jestem zapomnieć o tym co się wydarzyło, jeśli zdobędziesz się na odwagę by się pojednać. – położył dłoń na jego ramieniu – Jesteśmy mrocznymi elfami. Pamiętaj, że mimo pika na piersi, sam ten fakt powinien napawać nas dumą. – uśmiechnął się życzliwie i skinąwszy głową odwrócił się na pięcie.

Spojrzał na Kadarra stojącego za ladą. Podszedł do niego wolno, jakby się czegoś obawiał. Jego uwadze nie umknęła szmatka i spirytus. Zawahał się – Rana może zaczekać – oznajmił zakłopotany – Ale ten spirytus poproszę. – sięgnął po butelkę, którą Kadarr trzymał w dłoni – Waszmość wybaczy. – zamrugał uśmiechając się do orka.
Elf śmiałym krokiem ruszył za Mazrimem. Otworzył drzwi na oścież i stając w progu z flaszką spirytusu w dłoni przemówił donośnie
- Co muszę uczynić by wstąpić w Wasze szeregi?
Mazrim
PostWysłany: Pią 20:12, 11 Cze 2010    Temat postu:

Mazrim z kpiacym usmieszkiem wysluchal toastu. Wstal i dopil kielich.
- Co wy wiecie o wiecznych wiezach "kamraty" - rzekl ochryple i skrzywil sie gdy alkohol rozgrzal mu gardlo i zoladek. W tym momencie Damrat uscisnal jego ramie. Brat odpowiedzial bratu nieznacznym acz znaczacym usmiechem, ktory mowil wszystko. I te dwa najstarsze, wytarte, wyprane, splowiale od lat zawieruch i awantur Piki wyszly na podworzec by w spokoju raczyc sie chlodem wieczoru i kwarta wodki, ktora Damrat wyniosl spod czujnego oka Kadarra.
Venturi
PostWysłany: Pią 12:16, 11 Cze 2010    Temat postu:

- Widzisz Varnem... - polal po raz kolejny w kieliszki - nie warto sie denerwowac czyms, na co nie masz wplywu. Zdejmij wiec z szali co na nia polozyles i wyzej tarcze, wyzej brachu!

- I po prawdzie, powiem Ci jedno - wychylil kieliszek wodki i zagryzl cebula - gdy decyzja idzie nie po twej mysli, pozwol zadecydowac Damratowi. Kiedys mu zaufalem i na dobre wyszlo, bo mimo iz nerwowy, to jednak dobry z niego chlop, jak i z ciebie przyjecielu.

- A najwyzej jak zle wyjdzie, to nie bedzie to Twoja wina i spokojnie bedziesz mogl powiedziec: A nie mowilem?
Damrat
PostWysłany: Pią 11:33, 11 Cze 2010    Temat postu:

Za szynkwasem, z łatwym dostępem do alkoholu, bujał się na niskim stołku odziany w ciemną skórznie mężczyzna. Cały czas przysłuchiwał się rozmowom w Mniszce, czasem tylko ciężko kręcąc głową, a czasem cierpliwie czyszcząc sobie paznokcie ostrym jak brzytwa nożem. Jako, że ledwo co jego czupryna wystawała spod kontuaru, to nikt nawet nie zauważył obecności herszta do momentu aż po karczmie rozniosło się głośne i pełne wściekłości "Kurwa mać!". Cierpliwy jak dotąd Damrat zaciął się nożem w palec i powstał prędko. Z ognikami w oczach rozejrzał się po karczmie by upewnić się, że słyszał jednak znajome głosy a nie zupełnie obcych mu ludzi. Oblizał palec z krwi i wyszedł na salę, kierując się w stronę Varnema by przeciąć mu drogę do schodów.
- Szantaż?! On albo Ty? Bo co?! Bo nazwał pannę mizernie wyglądającą? Jesteś do cholery mroczny, wszyscy tak wyglądacie. Spójrz sobie na orka, a potem idź do lustra. A zresztą - tutaj z ust Damrata wyrwały się kolejne soczyste wiązki przekleństw, od których niektórym mogłyby uszy zwiędnąć - to dopiero jest obraza. A Ty rozpierdzielasz krzesło za to, że ktoś nazwał mizernym i pijakiem? No wybacz delikatności moje!
Herszt wziął parę głębszych wdechów. Widać było, że wszelkie wcześniejsze awantury starał się tłumić w sobie, ale teraz po prostu czara się przepełniła.
- SZANTAŻ?! O nie, nikt tutaj mnie nie będzie szantażował. Jeśli widzę, że ktoś zagraża naszej bandzie to nie zatrzyma się za długo w niej. Jeśli ktoś ma jakieś uwagi to może mi je zgłosić, a na pewno wezmę je pod uwagę, przecież wiesz. Ale szantaż... ?!
- Znaj swe miejsce w szeregu, nikt tu mnie szantażować nie będzie. Pik podąża za hersztem i jego decyzją, każdy się na to pisał gdy go przyjmował ode mnie. Więc albo dotrzymuj słowa i zachowuj się, albo wsadź sobie w rżyć te szantaże. Takie podrygi to może w KaranGurth uznawać będą.
Odwrócił się i przeszedł znowu przez karczmę, mijając Mazrima poklepał go serdecznie po ramieniu.
- Na rotmistrza liczyć zawsze można. Dzięki brachu. A reszta niech go lepiej się słucha jeśli herszta nie widać... ale to że go nie widać, nie znaczy że nie można sobie pozwalać na wszystko.
Już miał wychodzić z Mniszki gdy jeszcze raz się zatrzymał i rzucił przybyszowi klucze do pokoju na piętrze.
- Pokój na noc. A z rana pogadamy o interesach o ile wciąż będziesz jakieś miał.
Myroth
PostWysłany: Pią 7:21, 11 Cze 2010    Temat postu:

Myroth spokojnie wysłuchał wywodu Venturiego z dziwnym grymasem na twarzy gdy skonczył poklepał po ramieniu Varnema i dosiadał się z własnym kieliszkiem do kamratów unosząc go w toaście.Po czym wychylił zawartość kieliszka i odstawił głośno przed Hrabiego czekając na więcej.


-Za kamratów i ich wieczne więzi
-dodał z goryczą w głosie.
Venturi
PostWysłany: Pią 7:04, 11 Cze 2010    Temat postu:

- Varnem! - rycerz wstal i wspierajac sie jedna reka na stole skinal druga na elfa - chodz tutaj, przyjacielu, cos ci powiem.

Jednym ruchem ramienia oczyscil stol z niepotrzebnej juz zastawy i okrzyknal: Karczmarz, podaj wodke, wielbase, cebule i ogorki skisniete, jeno zwawo!

- Varnem - powiedzial polszeptem - nie tedy droga, kamrat... sam przez to przechodzilem. Na spokojnie, inaczej jak slyszales beda cie mieli w dupie, nawet jesli w najsluszniejszej wystapisz obronie, opluja, zeszmaca i w oczach ich zerem bez rozumu sie staniesz. Nawet jesli bylbys jak najcenniejszy pierscien z diamentem oprawny majatek wart, straca cie z palca w bloto bez wahania, zapatrzeni w byle odpustny drewniany krązek.

- Ja cie popre - polozyl dlon na ramieniu elfa - ale reszta, pewnikiem nie wszyscy, ale wiekszosc... osra unoszac ze zdziwienia brwi, ze sie buntujesz gdy cie osrywaja, twierdzac, ze to ty cham, burak, ziemniak, kartofel i osrywacz... nie wiem jak ten mechanizm dziala, wiem, ze to jest chory absurd, ale takie sa twarde fakty. Dlatego i ty Varnem musisz byc twardy. I nigdy nie kladz na szali wszystkiego, nawet jesli na przeciwnej jest pusto, bo nie przewazysz, a to co polozyles, stracisz, straca to na ziemie i rozgniota pod butami jak robaka.

- Nie jestes rycerzem - dodal po namysle - wiec tego nie wiesz, ale jest taka stara zasada...

"Nigdy nie opuszczaj tarczy"

Uczy ona tego by nigdy nie odkrywac wszystkich kart, nawet jesli masz na reku same atutowe, bo moze sie okazac, ze przeciwnik ma na reku same asy pik. Nawet jesli atakujesz, zawsze chron swe najwazniesze organy, tak, ze nawet gdy atak sie nie uda, nie wypadniesz z dalszej walki.


- Teraz masz - polal do kieliszkow - napijmy sie i pomyslmy na spokojnie jak to ugrysc...
Kadarr
PostWysłany: Czw 21:34, 10 Cze 2010    Temat postu:

Po słowach Mazrima uśmiechnął się do niego przyjacielsko i wzniósł swój kufel sugerując toast.

-Ja już nie ogarniam, kuchnia i jeszcze porządku doglądać.

Pokręcił głową zrywając z okna za barem okazałą pajęczynę, ułożył ją starannie na skrawku tkaniny i splunął przeżutym kęsem chleba.

-Chodź no tu elfie. Obejrzymy to, pogadamy. A jeśli mogę o coś prosić, to wrzuć to połamane krzesło do kominka.

Wyciągnął spod lady czystą szmatę i butelkę spirytusu.
Linbrethil
PostWysłany: Czw 21:06, 10 Cze 2010    Temat postu:

Elf stał w milczeniu przyglądając się gościom w karczmie. Jego twarz ozdobił promienny uśmiech, gdy pantofle pofrunęły po sali. Skrzywił lekko usta w grymasie, gdy opuchnięte lico przypomniało o sobie, lecz mimo to nadal się uśmiechał.
Skłoniwszy się szarmancko pochwycił dłoń kobiety i złożył nań pocałunek - Dziękuję za zaproszenie. Tak uroczej kobiecie nie śmiałbym odmówić - patrzył na elfkę przez chwilę po czym pozbierał rozrzucone pantofle.
- To chyba należy do panienki - uśmiechając się wesoło wręczył kobiecie pantofle.

Jego uwagę przykuł barczysty mężczyzna. Czyżby to on? Herszt we własnej osobie? Stanowczy ton mężczyzny dawał poczucie bezpieczeństwa. Napawał nadzieją. Jednak ktoś czuwa nad nimi i trzyma społeczność w ryzach. Przyglądał się mężczyźnie niemalże z zachwytem. Teraz był gotów uwierzyć w słowa kobiety wręczającej mu pergamin.

Incydent z krzesłem nie miał już znaczenia. Wszak ranę należałoby opatrzyć, gdyż krew nieustannie plamiła kołnierz, ale zdawał sobie sprawę, że to w gruncie rzeczy niewielka cena jaką zapłacił. Powiódł wzrokiem za wychodzącą po medykamenty Vaendeane - Dziękuję - przemówił łagodnie z widoczną wdzięcznością.

Powitał uśmiechem podchmielonego Avariona, który mijał go w progu - Znów się spotykamy - skłonił się i zajął miejsce przy stole oczekując na Vaendeane.
Mazrim
PostWysłany: Czw 20:02, 10 Cze 2010    Temat postu:

Odwzajemnil spojrzenie Varnema i zastapil mu droge. Usmiechnal sie slodko i uprzejmie.
- Po pierwsze to nigdy wiecej nie patrz na mnie w ten sposob, a potem odchodz. Jesli masz mi cos do powiedzenia to zapraszam za karczme na ubita. Po drugie nikt Ci nie broni odejsc jesli poczuwasz taka potrzebe. Stawianie takich warunkow... Nawet Venturi jest na tyle rozsadny by nie posunac sie tak daleko. Jesli liczysz, ze ktokolwiek ugnie sie pod takim ultimatum to jestes w bledzie. Jednak brawo, jestes pierwszym w historii tej bandy, ktory byl na tyle roztropny by je postawic. Po trzecie to... to juz prywatnie jak zechcesz.

Mazrim wyprostowal sie i przepuscil Varnema z wyrazem obojetnosci i znudzenia na twarzy.

- Mam dosc burd w tej karczmie. Mam dosc zwyklego juz ordynarnie pospolitego chamstwa. Mam dosc burakow i kartofli, kalarepiarzy i rzep chedozonych. Mam dosc tego, ze ludzie zaslaniaja sie Pikiem jak tarcza gdy widza, ze przegieli. W rzyci mi czyjas urazona duma wlasna bo ktos sie przeliczyl ze swoim ego i trafil swoj na swego. W rzyci mi tez kto ile przesluzyl miesiecy pod znakiem Pika. Moja, i nie tylko moja, cierpliwosc na czyjes frustracje, odreagowywania, zle dni, zle miesiace, kiepski rok, pieskie zycie, fochy, durmote i slepote i "a nie bo tak" sie skonczyla. Dosc arogancji i ignorancji. Tu sie do cholery pije i gra w karty, a nie rzuca goscmi o sciany i ciska krzeslami!
Varnem
PostWysłany: Czw 19:28, 10 Cze 2010    Temat postu:

Elf warknął cicho zbierając się z podłogi, wstał odpychając pomocników Kadarra, spoglądając na nich wściekle. Wyszedł za lady i spojrzał na wszystkich w okół, wszystkich którzy zainteresowali się tym chłystkiem który nawyzywał go od najgorszych. Raz jeszcze zmierzył wszystkich - Mazrima, Val, Vaen, Angh, Kadarra.
-Jesteśta na prawdę nieocenionymi kamratami, ni ma co. Zaopiekujcie się tym łajnem, a kamrata będącego z wami od wielu miesięcy zwalcie do piwnicy.
Spojrzał na przybysza.
- Ja powiem tylko jedno - gdy przyjmiecie tego chłystka w te progi, ja je opuszczę.
Tancerz warknął raz jeszcze, nie miał ochoty słuchać wywodów na jego temat, nie chciał się przypatrywać temu jak kogoś, kto go zwyzywał opatrują rany. Przycisnął pika na swej piersi do ciała i poszedł po schodach do swego pokoju, zostawiając ich samych z nową zabawką.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group